opowiadanie-blinger.blogspot

22 paź 2014

08. High heels

Od autorki: 
Na samym początku zaatakuję Was kilkoma pytaniami. Czy naprawdę konieczne jest zmienianie ustawień komentarzy, czy Wy nie zauważacie, że zamiast na dole funkcja ich dodawania jest u góry? Kolejne pytania dotyczą przyszłego rozdziału. Chcecie żebym napisała go z perspektywy Justina? Chcecie z Jego perspektywy przebieg kolacji? Czy wolicie to ominąć i chcecie opis następnego dnia?
Uprzedzam, że kolejny rozdział dodam dopiero gdy pod tym pojawi się 10 komentarzy :) Nie zapomnijcie skomentować tego.


Lily's POV:

18:45
           Moje ciało pokrywała krótka, obcisła, czarna sukienka. Na szyi zawisł ulubiony naszyjnik, który dostałam w prezencie od matki. Jedyne co zostało mi do zrobienia to ubranie butów, wzięcie kurtki, torebki i wyjście. Palcami przeczesałam pofalowane włosy, które luźno opadały na moje plecy. Zerknęłam na zegar ścienny, osiemnasta pięćdziesiąt... W sumie nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Acacia namieszała mi w głowie, co jeżeli ja jako pierwsza zostanę 'wyrolowana', co jeżeli Justin gra w tę samą grę? Nie, to niemożliwe, muszę przestać o tym myśleć. On... On by tego nie zrobił. Muszę zapomnieć o tej idiotce i skupić się na budowaniu naszej relacji, nie wydaję mi się, że Margaret będzie czekać w nieskończoność. Wszystko musi przebiec sprawnie, możliwie jak najszybciej. Zabrałam resztę potrzebnych mi rzeczy i wyszłam z domu. Schodząc po schodach czułam ucisk w żołądku, stresowałam się. Pchnęłam metalowe drzwi, a moje ciało szczelnie otulił wiatr. Okręciłam się wokół własnej osi i wciągnęłam szybko powietrze.
           - Cześć kochanie - Justin owinął rękami moją talię, przyciągając mnie do siebie. Chłopak tak mnie przestraszył, że nie obyło się bez mojego donośnego pisku. - Spokojnie Lily. - Zacisnął palce na moim brzuchu, przytulając mnie do siebie, chichocząc pod nosem. Fakt, mogło to wyglądać zabawnie.
           - Przestraszyłeś mnie. - Wytłumaczyłam, unikając Jego świdrującego wzroku.
           - Ej, spójrz na mnie. Pięknie wyglądasz. - Zalała mnie fala gorąca, a policzki zaczęły piec. Pewnie byłam czerwona. Idiotka. Idiotka. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego spod długich rzęs. Bieber wyglądał cholernie perfekcyjnie. Ubrany był w ciemny, satynowy garnitur. Na ręku lśnił pokaźny, złoty zegarek, który za pewne kosztował fortunę.
           - Dziękuję, gdzie chciałbyś zjeść? - Zaczęłam, czując się trochę bardziej śmiało. Justin uwolnił swój uścisk, łapiąc moją rękę.
           - Zarezerwowałem stolik w "Diamonds" - Pociągnął mnie w stronę sportowego auta, jak przystało na gentelmena otworzył mi drzwi, posyłając przy tym oczko. Odpowiedziałam uśmiechem, po raz kolejny czując ogień na moich policzkach. Co się ze mną do cholery dzieję? Gdzie podziała się moja pewność siebie?
           - Słodko wyglądasz kiedy się rumienisz. - Powiedział ironicznie wsiadając do samochodu. Miałam ochotę go uderzyć, kiedy chłopak śmiał się do rozpuku. - Nie wiedziałem, że jesteś taka wstydliwa. - Szepnął, kładąc dłoń na moim nagim udzie. Nie czekając ani chwili dłużej uderzyłam go w rękę i dotknęłam klamki samochodu. Nim zdążyłam otworzyć drzwi, bo Bieber wcisnął magiczny guzik, który mi na to nie pozwolił.
          - Otwórz to do cholery! - Krzyknęłam, nie patrząc na niego. Idiota.
          - Collins do kurwy nędzy, siedź spokojnie. Ja tylko żartowałem. - Warknął, odpalając samochód. Należę do wybuchowych osób, szybko się wściekam, szybko obrażam, ale z drugiej strony jestem bardzo uległa, czego w sobie nienawidziłam.
          - To skończ się zachowywać jak dupek. - Odpowiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
          - Ciekawe ilu chłopaków z tobą wytrzymało tyle co ja, pewnie biję rekord, hm?
          - Bieeeber - Syknęłam ostrzegawczo. Szatyn ponownie się zaśmiał, pokazując rząd idealnych zębów.  - Okej, okej, przestanę proszę pani - Parsknął, łapiąc się wolną ręką za brzuch. Mimowolnie sama zaczęłam się śmiać z całej tej głupkowatej i niepotrzebnej sytuacji.
          - Nienawidzę Cię Bieber. - powiedziałam, uspokajając oddech. Od śmiania bolał mnie brzuch i policzki.
          - Obiecuję, że po dzisiejszym wieczorze zmienisz zdanie.
**
          - Dziękuję za dzisiaj. - Justin szepnął te słowa, trzmyjąc dłonie na moich biodrach. - Jesteś wyjątkowa, naprawdę. - Na chwilę się ode mnie oderwał, patrząc mi w oczy.
          - Ja też dziękuję, nie mogło być lepiej - Odpowiedziałam również szeptem. - Powoli zaczynam Cię lubić. - Usta chłopaka wykrzywiły się w uroczy uśmiech.
          - O to chodzi. - Zaśmiał się, zdejmując ręce z moich bioder. - Leć już do domu, w końcu jutro masz pracę. - Złożył wilgotnego całusa na moim czole.
          - Dobrej nocy, Justin. - Tym razem ja pocałowałam chłopaka w policzek, chwiejnym krokiem wchodząc na klatkę schodową.

11 komentarzy:

  1. Mmm..no tak nie wiem za bardzo co napisać, bo strasznie krótki i nic się nie działo.. Bez urazy to tylko szczerość. Ten rozdział mi się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. troche krótki... ale może być :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no szkoda ze takie króciutkie te rozdziały ale są spoko czekam na następny buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś nominowana do LBA. Więcej informacji znajdziesz tutaj http://justin-and-ana.blogspot.com/ :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na next rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. *,*
    Czekam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Krótki ale jest ok :)
    Czekamy na następny :)

    OdpowiedzUsuń