Lily's POV:
- Lily Colins, przyjdź proszę do mojego gabinetu. - Głos Margaret słyszalny był w każdym pomieszczeniu z głośnikiem. Odłożyłam na bok sterty gazet, artykułów i bez zwlekania poszłam do niej.
- Dzień dobry, proszę Pani. - Zajęłam siedzenie na przeciwko kobiety, posyłając jej uśmiech.
- Jak Ci idzie praca? Napisałaś już cokolwiek? - Cholera... Szczerze ostatnio przestałam myśleć o Justinie jako osobie, na której zbuduję karierę. W głowie wciąż huczały Jego słowa Teraz liczysz się tylko Ty.
- Wstęp już mam. Wciąż zbieram informacje, chcę żeby to był świetny artykuł, a do tego potrzebny jest czas. - Wykręciłam się. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie miałam nawet wstępu. Nie wiem czy w ogóle go zacznę...
- Którego my, kochanie, nie mamy. Za 12 dni masz pojawić się z nim na gali. Tym jednak nie musisz się martwić, Bieber obiecał, że Cię ze sobą weźmie. - Zaskoczona, zmarszczyłam brwi. Jak to mnie weźmie? - Oj Lily, nie krzyw się tak. Zadzwoniłam do kobiety, która organizuje galę, poprosiłam, żeby wyciągnęła dla mnie informację z kim na zamiar przyjść. Nie udawaj głupiej, świetna robota! Szybko owinęłaś Go sobie wokół palca, jestem pod wrażeniem. - Kiwnęłam głową. Dlaczego Justin mi nic o tym nie powiedział? Powinnam się cieszyć, a tymczasem byłam zła, że zataił to przede mną. Mogłam się wsypać przed Margaret.
- Ja już pójdę, dziękuję za rozmowę. - Szybko wyszłam z gabinetu, idąc po torebkę. Muszę zadzwonić do Justina.
- Cześć. - Siedziałam zamknięta we własnym gabinecie. - Moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
- Coś się stało? - Wyczułam, że był zmartwiony. Zaśmiałam się nerwowo.
- Nie, po prostu... Chciałabym się z Tobą zobaczyć.
- Okej, kochanie. Będę u Ciebie o 20. - Kąciki moich ust uniosły się zwycięsko. Kolejne kilka godzin spędziłam na przepisywaniu artykułów i tworzenia tabeli i komputerze. W końcu wybiła upragniona 17 (koniec męki). Narzuciłam na siebie kurtkę i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
- Cholera. - Bąknęłam pod nosem, kiedy zauważyłam duże czarne auto, a w nim Justina. Odwróciłam głowę, udając, że go nie widzę.
- Lily! - Krzyknął tak głośno, że nie mogłam iść dalej bez odwrócenia głowy. Po kilku sekundach pokierowałam się do Jego samochodu.
- Wsiadaj. - Warknął, unosząc do góry brew.
- Myślałam, że umówiliśmy się na 20, chciałam jeszcze gdzieś skoczyć.
Justin spojrzał na mnie, przenosząc wzrok na moje usta. Gwałtownie owinął sobie rękę wokół mojej talii, drugą dotknął mojego policzka. Odruchowo wciągnęłam łapczywie powietrze, nie minęło nawet 5 sekund, a Jego usta znalazły się na moich. Wplotłam dłoń w Jego włosy, przyciągając Go do siebie. Nasze wargi poruszały się w tym samym rytmie, a języki toczyły między sobą walkę.
- Właśnie dlatego chciałem się z Tobą zobaczyć wcześniej. Tęskniłem. - Wyszeptał w moje usta. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując jak moje policzki robią się różowe. To był jedyny chłopak przy którym się rumieniłam. Żaden z dotychczasowych kandydatów nie był tak onieśmielający. Nigdy nie miałam z tym problemów. Każdy Jego dotyk, wywoływał w moim brzuchu stado motyli.
- Oh... Więc jestem już wolna? Chyba zrobiłeś swoje? - Zaśmiałam się, zapinając pasy bezpieczeństwa.
- Gdybyś nie chciała nigdzie ze mną jechać to pewnie nie zapięłabyś pasów. - Wyszczerzył się, odpalając samochód.
- Gdzie mnie zabierasz? - Zmieniłam temat.
- Czy Ty zawsze musisz zadawać tyle pytań? - Westchnął, kręcąc przy tym głową. - To niespodzianka. - Otwarłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak chłopak mnie wyprzedził. - Nawet nie próbuj powiedzieć, że ich nie lubisz.
Po kilku minutach jazdy głos Justina ponownie wypełnił auto.
- Jesteśmy na miejscu. - samochód zatrzymał na parkingu. Wyszłam z auta wprost na żwir, który trzeszczał pod moimi butami. Justin objął mnie w talii i poprowadził w stronę nowoczesnego budynku. Jak się później dowiedziałam klub przed którym staliśmy należał właśnie do niego.
- Wchodzisz czy będziesz stała na zewnątrz? - Zaśmiał się, kiedy zadzierałam wysoko głowę, oglądając dokładniej szklane ściany. Posłałam mu karcące spojrzenie i otwarłam drzwi.
- Panie przodem - Wyciągnęłam rękę, kiwając, aby Bieber wszedł do środa.
- Bardzo śmieszne. ha ha ha. - Na Jego ustach malował się łobuzerski uśmieszek, chwilę później moje nogi zostały oderwane od podłogi, a mój tułów zawisł na Jego prawym ramieniu. Zapiszczałam, z trudem łapiąc powietrze.
- Justin do cholery, postaw mnie na ziemię! - Kilkakrotnie uderzyłam Go w plecy.
- Najpierw mnie przeproś za to co powiedziałaś.
- Czyżby ktoś poczuł się urażony? - Zaśmiałam się, wkładając swoje ręce do Jego tylnych kieszeni w jeansach. - Umm, co my tutaj mamy? - Wyjęłam portfel, z którego wypadło kilka zdjęć.
- Lily, zostaw to! - Chłopak zacisnął palce na moich udach, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nie powinnam tego robić. W palcach obracałam fotografię, na której Justin siedział na kolanach swojego taty, wyglądał uroczo. Moje nogi w końcu dotknęły podłogi. Justin posłał mi groźne spojrzenie, podnosząc kilka skrawków papieru z ziemi.
- Jedno zdążyłam złapać. - Przygryzłam wargę, wyciągając przed siebie papier.
- Zawsze jesteś taka nieznośna? - Złapał mój nadgarstek, próbując wyrwać mi zdjęcie.
- Proszę... - Wydęłam dolną wargę, mrugając oczami. - Chcę je mieć.
- Dobra, niech Ci będzie. - Wyrzucił ręce w powietrze, przewracając oczami. Lily Collins zawsze wygrywa. Zawsze. Justin oplótł ręką moją talię i pociągnął mnie w głąb budynku. Po chwili znaleźliśmy się w jasnym, przytulnym w odróżnieniu do całej reszty pomieszczeniu. Oboje usiedliśmy na parapecie przy ogromnym oknie.
- Ładnie tutaj. - Chłopak kiwnął głową, po czym wyjął papierosa i umieścił go między palcami.
- Więc... Jaka jest Twoja historia? - Powiedział pół szeptem, spoglądając na mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przy Justinie czułam się bardzo swobodnie i mogłabym powiedzieć mu naprawdę o wszystkim. Zaczęłam opowiadać mu o swojej rodzinie, o kilku wstydliwych momentach w liceum, o studiach, o pracy, marzeniach, planach... Chłopak cały czas uważnie na mnie patrzył, było widać, że jest zainteresowany tym co mówię. Co jakiś czas wtrącał się w moje wypowiedzi: wybuchał niekontrolowanym śmiechem, opowiadał historie o Pattie (mama Justina), Jaxonie, Jasmine, nie obyło się bez zahaczenia o muzykę i fanów. To był wspaniały wieczór. Spędzony w towarzystwie wspaniałego chłopaka, którego obraz odbiegał od tego, który dotychczas ukazywał się w mojej głowie.
***
Przepraszam za tak długi odstęp czasu pomiędzy rozdziałami. Postaram się, żeby kolejne były wrzucane w miarę równych (i nie długich) odstępach czasu. Komentujcie, dajcie znać jak Wam się podoba! :)
coś mi się wydaje ze będą złamane serduszka w najbliższym czasie to pewne :* rozdziała świetny czekamy na nowy rozdziała jesteś świetna trzymaj tak dalej!<3
OdpowiedzUsuńAwww ♥ Jaki ten rozdział był uroczyy:*
OdpowiedzUsuńBałam się, że już nic nie dodasz:C
Świetny! :) Mam nadzieję, że dodasz kolejne rozdziały, bo jestem ciekawa, co stanie się później. Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńświetne! :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i mega mi się spodobał!
pisz dalej szybciutko! :) masz talent :>
tymczasem zapraszam do siebie http://art-of-killing.blogspot.com/
ps. dołączam do obserwowanych i liczę na to samo:)